Dla jasności na początek kilka
faktów.
Piję kawę czarną.
W domu używam Kality (metoda
alternatywna).
Rozpuszczalną piję jak wszystko inne
się kończy, ale bardziej jest to shot niż delektowanie się.
Tylko w jednym miejscu miałem
okazję pracować na dobrej kawie. I nie, nie był to hotel
pięciogwiazdkowy a kawiarnia w Tarnowie.
Dobra kawa to dla mnie taka, która mi
smakuje. A dobra kawa w miejscu pracy to taka, o której posiadam
informacje takie jak m.in. – region uprawy, stopień wypalenia,
miejsce i data wypalenia.
I taka, którą sam próbowałem. Bo
niestety niektórzy zapominają próbować coś co później polecają
bo tak się przyjęło.
Mój ostatni kawowy grzech to ice latte
na sojowym z cukrem. Pierwsze oznaki wiosny, okulary, muzyka i nie
mogłem się powstrzymać. Wybrałem się tam i zgrzeszyłem, ku
niezadowoleniu mojej koleżanki, z którą kiedyś pracowałem.
Chyba tyle faktów, ogólny zarys jest.
Mleka nie trawię. I to dosłownie bo
od małego mam jakieś cholerne uczulenie. Kiedy na kursie
baristycznym musiałem spróbować perfekcyjnego cappuccino, równie
perfekcyjnie musiałem potem udawać, że wcale nie chce mi się
rzygać. A zamoczyłem praktycznie tylko usta.
I przechodzimy do sedna. Cappuccino
było perfekcyjne. Dobrej jakości ziarno, dobre palenie, CZYSTY
ekspres (co w wielu miejscach nadal nie jest takie oczywiste), dobrze
podgrzane
i spienione mleko. Działo się to w Java Coffee w Krakowie.
i spienione mleko. Działo się to w Java Coffee w Krakowie.
Tylko, że to nie jest napój dla mnie.
Największym stresem podczas pracy z kawą nie był dla mnie kontakt
z klientem, pieniędzmi, myciem kibli. Największym stresem był
kontakt z mlekiem. Po prostu się nie lubimy.
W wyżej wymienionym miejscu.
cappuccino nie było pierwszym napojem na bazie kawy którym nas
poczęstowano. Pierwsza była kawa z Chemex'u (o samej metodzie nie
będę pisał, sam zaparzacz znajduje się w Museum of Modern Art w
Nowym Jorku). A wygląda tak, jak na tej pięknej ilustracji
stworzonej przez Darię.
O tym sposobie nie będę się
rozpisywał. Ten tekst to wstęp do kolejnych artykułów o kawie,
kawiarniach i kultury picia kawy (tak, istnieje coś takiego). Powiem
tylko tyle, jest niesamowicie delikatna, wręcz herbaciana. I
naprawdę można tam wyczuć bardzo wiele nut smakowych i
zapachowych. Jeśli ktoś jest alkoholikiem a marzył o bukietach win
– niech przerzuci się na kawę.
I ta kawa smakowała praktycznie tylko
mi z osób, które były na szkoleniu.
Ostatnio w Internecie pojawiła się
reklama McCafé. Wywołała burzę wśród baristów. Dla niektórych
była prześmiewcza, dla innych przyjemnie ironiczna. Ja jestem w tej
drugiej grupie.
Każdy ma swoją klientele i swój cel.
I proszę Was zostawmy miejsce dla wszystkich. McCafé, tradycyjne kawiarnie z kremówką, klubokawiarnie (które kocham, są moim uzależnieniem i ich chyba najbardziej brakuje mi po przeprowadzce z Krakowa).
Tak jak pisał Maciej Nowak w swoim felietonie, o tym, że kuchnia już dawno przestała łączyć ludzi a zaczyna ich dzielić (wojna wegan, mięsożerców, bezglutenowców itd.), nie dajmy się wpędzić w taką wojenkę kawową.
Tylko niech dwie strony pozostaną z otwartymi umysłami. Szlag mnie jasny trafiał kiedy robiłem osiem dużych latte pod rząd, w tym dwie na mleku migdałowym, trzy z solonym karmelem i jeszcze jakąś na mleku bez laktozy. Ale tacy goście byli ukierunkowani tylko na latte. Robiłem posłusznie, myśląc sobie o nich tylko troszkę źle.
I proszę Was zostawmy miejsce dla wszystkich. McCafé, tradycyjne kawiarnie z kremówką, klubokawiarnie (które kocham, są moim uzależnieniem i ich chyba najbardziej brakuje mi po przeprowadzce z Krakowa).
Tak jak pisał Maciej Nowak w swoim felietonie, o tym, że kuchnia już dawno przestała łączyć ludzi a zaczyna ich dzielić (wojna wegan, mięsożerców, bezglutenowców itd.), nie dajmy się wpędzić w taką wojenkę kawową.
Tylko niech dwie strony pozostaną z otwartymi umysłami. Szlag mnie jasny trafiał kiedy robiłem osiem dużych latte pod rząd, w tym dwie na mleku migdałowym, trzy z solonym karmelem i jeszcze jakąś na mleku bez laktozy. Ale tacy goście byli ukierunkowani tylko na latte. Robiłem posłusznie, myśląc sobie o nich tylko troszkę źle.
Co innego to kategoria gości, która
podejdzie i zacznie opowiadać, że lubi poznawać smaki, jest
ciekawa czegoś nowego. Barista podłapuje temat i zaczyna nawijać.
Zwięźle i ciekawie, ale pewne informacje trzeba przekazać. O
różnicy między kawami z Afryki a Ameryki Południowej, o stopniu
wypalenia ziarna, o temperaturze parzenia. Wyciągnie kilka torebek
kawy, żeby powąchać. Pokaże ziarna – różnice w wielkości i
kolorze. Napierdalasz tak pięć minut, kolejka się tworzy, ale
przecież nie jest to kawowy fast food. Chodzi o zabawę kawą.
Napierdalasz i bach! Kurwa! Zamówienie – to ja duże cappuccino.
Bez proszę na końcu, po co?
Wyjaśnię wkurwienie na przykładzie wina. Przychodzi klient do sklepu, które specjalizuje się w ich sprzedaży. Facet zagaduje do sprzedawcy
- Chciałem jakieś czerwone wino. Nie jestem znawcą, ale chciałbym zacząć od klasyka, żeby móc potem porównywać.
Sprzedawca pokazuje mu w miarę przystępne cenowo Barolo, facet czyta etykietę jak największy znawca. Mimo, że jest po włosku, ale chuj.
- Nie, nie. Proszę pana może jakieś inne. Może być nawet trochę droższe.
No to wjeżdża kolejny klasyk – Amarone. Sytuacja powtarza się przy jeszcze kilku butelkach. W końcu gość wybiera po etykiecie, która jest najciekawsza graficznie i na koniec dodaje:
- A macie może colę w sprzedaży, bo ja lubię sobie tak pół na pół zmieszać?
Wyjaśnię wkurwienie na przykładzie wina. Przychodzi klient do sklepu, które specjalizuje się w ich sprzedaży. Facet zagaduje do sprzedawcy
- Chciałem jakieś czerwone wino. Nie jestem znawcą, ale chciałbym zacząć od klasyka, żeby móc potem porównywać.
Sprzedawca pokazuje mu w miarę przystępne cenowo Barolo, facet czyta etykietę jak największy znawca. Mimo, że jest po włosku, ale chuj.
- Nie, nie. Proszę pana może jakieś inne. Może być nawet trochę droższe.
No to wjeżdża kolejny klasyk – Amarone. Sytuacja powtarza się przy jeszcze kilku butelkach. W końcu gość wybiera po etykiecie, która jest najciekawsza graficznie i na koniec dodaje:
- A macie może colę w sprzedaży, bo ja lubię sobie tak pół na pół zmieszać?
Czujecie to? Wino z colą jest naprawdę
spoko. Ale do tego starczy najzwyklejsze wino z marketu. Jeśli
chcesz jednak poznać smak musisz spróbować bazy, podstawy.
Dlatego zrozumcie – wszystko jest dla ludzi – ale w pewnych sytuacjach po prostu się ośmieszamy. Nie udawajmy, że umiemy przeczytać jakąś nazwę z menu, po prostu grzecznie zapytajmy o nią wskazując palcem. Jeśli chcesz wypić mleczną kawę – proszę bardzo. Jeśli jednak chcesz czegoś nowego to pozwól osobie, która się na tym zna, zdecydować za Ciebie. Wprawny barista zada kilka pytań, które pomogą mu w raczej trafnym wyborze. Zapyta np. czy bardziej Twoimi smakami są cytrusy czy np. kakao, czekolada i orzechy. Czy wolisz kwiatowe nuty, czy mocnego, dymnego dęba.
Dlatego zrozumcie – wszystko jest dla ludzi – ale w pewnych sytuacjach po prostu się ośmieszamy. Nie udawajmy, że umiemy przeczytać jakąś nazwę z menu, po prostu grzecznie zapytajmy o nią wskazując palcem. Jeśli chcesz wypić mleczną kawę – proszę bardzo. Jeśli jednak chcesz czegoś nowego to pozwól osobie, która się na tym zna, zdecydować za Ciebie. Wprawny barista zada kilka pytań, które pomogą mu w raczej trafnym wyborze. Zapyta np. czy bardziej Twoimi smakami są cytrusy czy np. kakao, czekolada i orzechy. Czy wolisz kwiatowe nuty, czy mocnego, dymnego dęba.
Pamiętam jedną dość znaną personę
w Tarnowie, kilka lat temu miałem nie-przyjemność obsługiwania
go. Chciał uchodzić za znawcę wina. Dostał od nas sikacza z
plastikowej butelki. Zaczął się nim zachwycać jako wspaniałym
węgierskim winem. I uchodzi do dziś – za idiotę.