Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

wtorek, 19 kwietnia 2016

Idzie wiosna, co z Tobą nie tak?

Idzie wiosna, co z Tobą nie tak?

Na jutro zostawiam polędwiczkę wieprzową. Zrób coś z nią.
Po pierwsze to na dzisiaj bo jak zwykle z pracy wracam grubo po północy. Po drugie "zrób coś z nią" czytaj zrób obiad.

Wyciągnij ten podłużny kawałek mięsa, przepłucz wodą, odstaw.
Byle by tak żeby kot się nie dobrał.

Jako, że ostatnio dziennie ponad 160 km pokonuje autobusem mam czas na czytanie.
Dzięki temu przeczytałem kilka książek, lepszych lub gorszych. Ale jest też i czas na gazety.

Weź miskę, wlej zwykły olej rzepakowy, chluśnij lekko balsamikiem, wciśnij czosnek, trochę powidła śliwkowego, ja dałbym wiśniowe ale niestety było spleśniałe (takiego nie dajemy). Rozmaryn. Dużo. Trochę miodu. Sypnij cynamonem. Porządnie. Ja mam taki z Opactwa Benedyktynów w Tyńcu, polecam. Nastaw wodę, albo rozgrzewaj ekspres do kawy. Mieszaj. Mocno. Rozcieraj, bełtaj, ubijaj, dociskaj. Tylko rozmaryn i czosnek ma być widoczny oddzielnie. Sól, pieprz. Zalej kawę, zaparz. Kilka łyżek do marynaty. Mieszaj, odstaw.

I o tym dzisiaj. Ale nie tylko gazety, pod gazety podpinam też blogi, wszelkie poradniki ukazujące się w Internecie. Wszystko co sezonowe. No właśnie. Jak ja nie lubię tego słowa.
A raczej jego nadużywania. Wszystko musi być dziś kurwa sezonowe. Dlatego dzisiaj przepis na świnie. Sezonowa jak nic. Ubita niedawno bo miałem nie mrożoną. Więc sezonowa. Ostatnio ubaw miałem z "sezonowych kiełków". Ktoś chodzi po polu i szuka kiełków?
Jeśli hodujemy je w domu sami, raczej mamy te kilka stopni powyżej zera więc sami decydujemy kiedy urosną. A jeśli kupujemy to już nie wspomnę. Ja rozumiem wiosna, zielono, ciepło. Zwłaszcza ostatnio - codzienne deszcze, temperatura poniżej dziesięciu stopni Celsjusza.

Jak wymieszasz wrzucaj od razu świnię. Polej ją z góry. I jeszcze raz, i jeszcze, no jeszcze troszkę. Niech ma. W między czasie skocz do babci na kawę. Chyba, że Twoja nie żyje to przejdź się po prostu. Albo wyjdź na papierosa. Po drodze kup czekoladę gorzką (tylko prawdziwą), dwie cebule i masło jeśli nie miałeś jak ja. Polędwiczka ma czas na przesiąknięcie. Godzina, dwie. Jeśli mięso złapie kolor to starczy. Wyciągnij z lodówki. Niech znowu dojdzie do temperatury pokojowej.

Cały ten bełkot o wiośnie, chęci do życia, nowalijkach, zielonym, uśmiechniętym jest ciężkostrawny. Nie, nie jestem narzekającym, wiecznym pesymistą. Sam czekam na truskawki, borówki, cukinię i pomidory (mimo, że mam do nich dostęp już teraz poczekam na te z działki). Ale skrajności szczerze nienawidzę. Wiosna już od dawna pachnie mniej, pory roku redukują się co raz bardziej do dwóch - leje, że ciężko wytrzymać - gorąco, że ciężko wytrzymać. Im szybciej dojdziemy do tego, żeby brać życie takim jakim jest tym lepiej dla nas. I gorzej dla portfeli naszych psychoterapeutów.

Do ciepłego piekarnika wrzuć dwie cebule, całe, nieobrane. Niech się pieką. Rozgrzej patelnię grillową. Bach świnia. Z każdej strony po trochę. Niektórzy nazywają to zamykaniem mięsa. Odstaw na deskę. Niech odpocznie. Do piekarnika, do tej cebuli. W między czasie zlej resztę marynaty, dodaj trochę wody. Zagotuj. Po paru minutach wyciągnij świnię. Cebula cały czas ma chodzić w piekarniku.

Kiedy patrzymy na te kolorowe zdjęcia, pięknych potraw (ale czy naprawdę smacznych
i przyjemnych?), czytamy teksty pełne nabuzowanej werwą do życia blogerki, zastanawiamy się czy to z nami jest coś nie tak czy może te osoby żyją w alternatywnej rzeczywistości. Dziś co raz częściej jesteśmy atakowani wizjami życia a nie prawdziwym życiem w przeróżnych artykułach, galeriach (internetowych, nie sztuki), reklamach. Bo kto ostatnio, jeśli kiedykolwiek zachowywał się przy śniadaniu tak jak odgrywający reklamy np. margaryny śniadaniowej? I biada temu, u którego posmarowanie chleba nie spowoduje ekstazy takiej jaka ma nam rzekomo zapewnić ta czynność.
Do sosu dodawaj masło, mocno mieszając, dodawaj do ulubionej konsystencji. Przestudź, nie bardzo ale niech nie będzie wrzące. Wypoczętą polędwiczkę pokrój w plastry. Grube, konkretne. I teraz się skup. Grzejesz patelnię, grillujesz polędwiczkę po raz ostatni, w między czasie do sosu wrzucasz trzy do czterech kostek czekolady. Mieszasz aż się roztopi. Wylewasz sos, układasz polędwiczki, cebulę kroisz na pół. Ilustracja jest propozycją podania, jednak najlepiej smakuje jedzona palcami, maczana w sosie jak nachosy.

Dlatego na nowy letni sezon, nie życzę odnalezienia nowej, industrialnej miejscówki do crossfitu, nie życzę odżywiania się trawą, ładnie nazwaną mini garden. Życzę dystansu
i dobrego kawałka mięsa. Jeśli zjemy tę nieszczęsną świnię wcale nie będziemy czuli się ociężali i ospali jak próbuje się nam wmówić. Będziemy za to pod wrażeniem tego jak wieprzowina romansuje z czekoladą, która spoiła związek kawy z rozmarynem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz